Od ostatnich paru miesięcy myślę o tym, żeby zacząć moją ukochaną "Lunę" HEAD.
Właściwie to nie wiem co mnie tak do końca powstrzymuje. Albo myśl, że zaczynałam ją już 2 razy i dalej nie mogę znaleźć idealnego materiału, albo myśl, że zalegają mi w szafie hafty zapomniane.
Nie są może takie bardzo stare, ale postanowiłam się z nimi rozprawić...
Poszukiwaniem doskonałego materiału już się zajęłam, ale to żmudny proces. Z racji tego, że zamówiłam jakiś czas temu Aidę z nadrukowanymi czerwonymi kreskami, które to miały zniknąć po namoczeniu i po teście na kawałku materiału, kreski nadal były widoczne, delikatne, różowe, denerwujące kreski, których wcale tam nie powinno już być...
Ale dziś o haftach, które biorę na warsztat i mają już niebawem zawisnąć na ścianach :).
Pod "tamborek" poszły 3 hafty, które powędrowały do pudła tuż przed finiszem... Nie pytajcie ;)
Miś Marynarz firmy Dimensions. Wyszywałam go dla synka i nie zrobiłam wszystkich backstitchy.Na początku lipca Wojciech ma 3 urodziny i to będzie prezent dla niego.
Kolejne są ptaszki, też porzucone na samym końcu, tak mnie wkurzyły te kontury, że odłożyłam "na chwilkę". Brakuje kreseczek na kwiatkach....
Ostatnia jest toaletka. Miałam skończyć już w tamtym roku, ale ją odkładałam parę razy i czas się z nią uporać. Haft śliczny a mnie denerwuję, że nie mam nici na bobinkach. Dlatego nie lubię gotowych zestawów. Lubię od a do z przygotować wszystko sama. Właśnie ją aktualnie wyszywam :)
Oczywiście jeszcze są nieskończone doniczki z kwiatkami, wróżki Head, ale to są hafty, które na zmianę wyszywam, więc powyższa 3 według mojego planu ma być niebawem skończona :). Życzcie mi powodzenia, żebym znów nie rzuciła nimi w kąt :).
Dziękuję za wszystkie pozostawione ciepłe, wspaniałe słowa :)